-CHŁOPAKI!- ryknął, a po chwili w Waszym pokoju stała cała piątka. Widząc Ciebie od razu skapowali o co chodziło. Wszyscy polecieli się ubrać a Tobie pomógł Harry. Miałaś na sobie jego bluzę i stare spodnie od dresu. Po około trzech minutach wszyscy wychodziliście z domu. Liam i Zayn, jako Twoi najlepsi przyjaciele, nieśli Cię na rękach. Louis chciał prowadzić, lecz Harry uprzedził go rycząc:
-JA!!!
Wszysc wsiedliście do samochodu, sześć osób to trochę dużo, lecz Ty nie siedziałaś, ale leżałaś na kolanach przyjaciół i Nialla. Louis był obok Harrego i wspierał go. Pędziliście jak szaleni. Gdy dojechaliście od razu skierowano Cię na porodówkę. Twój ukochany pobiegł z Tobą, cały czas trzymał Cię za rękę.
-Harry, ja tego nie przeżyję...- wydyszałaś.
-Ależ co ty mówisz, (T.I.*)! Wszystko będzie dobrze, urodzisz zdrowe dziecko i będziemy żyli długo i szczęśliwie...
Harry mówił coś dalej, lecz Ty nic nie słyszłaś, byłaś daleko... W krainie wiecznego snu.
(cztery lata później)
Harry stał przy Twoim grobie, codziennie tam przychodził, opowiadał jak spędził dzień, co się wydarzyło... A ty patrzyłaś na jego cierpienie... Wiele razy zrozpaczona wołałaś jego imię, lecz on nie słyszał... Płakałaś razem z nim...
-Hej, (T.I.). Co tam u ciebie?- chłopak nic nie mówił, jakby czekał na odpowiedź.
-Dobrze...- odpowiedziałaś, wiedząc, że on i tak Cię nie słyszał.
-Cały czas nie mogę pozbierać się po twojej śmierci...- Harry wytarł samotną łzę z policzka,
Ty zrobiłaś to samo...
-Tyle razy obiecywałem, że po twym odejściu pozbieram się, lecz ja nie umiem...- teraz po Waszych policzkach leciały strumienie łez, nawet nie próbowaliście ich wycierać- Przepraszam (T.I). Przynajmniej mam ją...
-Harry!- krzyczał ktoś w oddali, był to Zayn- Harry...- urwał, gdy dobiegł, by złapać oddech- Wszędzie cię szukałem... Ciągle tęsknisz... Ja też, ale pamiętaj- masz dla kogo żyć.
Nastała grobowa cisza, którą po chwili przerwał piskliwy głosik.
-Taaaatoooo!- krzyczała jakaś dziewczynka.
Harry od razu obrócił głowę a tamtą stronę. Biegła tam małe dziecko o jasnych lokach i zielonych oczach, za nią dyszał Liam. Harry od razu podbiegł do małej i ją przytulił, Ty zrobiłaś to samo, otuliłaś ich swymi ramionami i złotymi skrzydłami, choć miałaś pojęcie, że tego nie czuli.
-Valentine... Mam przynajmniej ciebie córeczko...- wyszaptał Harry w miękkie włosy czterolatki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz